LYRIC
T sknoty mej zrÑdbo nieustannie pbynie,
Jej zew niespokojny sbysz jakby w dali;
Co rozniecona przed czasem ocali,
Pie[ni ¦÷7F v r & 7F &V¢ ¶öçGæS° ¥¢ ÷Ap niebios, z moc FV¢ ¦VÖ¤æW¦æ ç v&÷2 væ öB 7GVÆV6°¤vG ¦ÖW'¦6R 6 'Vâ W' W okrywa
MÑj wzrok. I wspomnied iskr nieci;
Z noc æ F6öG c, z cisz '¦W7G'¦Væ¤6 öFFV6R ÖW7¦ 6 ¢ Æ 7R öFFV6VÓ°¤ 6'V6 Ò 6 Ò ¦ ² ×&ö² ÷'v ¥ &öÖVB G6 G§v½ 7r æW6öç V6VÒà ¥¦ &Æ 6¶VÒ 6&öF6 wv ¦B æW¦æ ç6À¥ ÷¦÷7F cych za kresem szlakÑw;
Z dumnych okrzykiem w ostatni bÑj rusza
I szuka dawnych pbomiennych znakÑw;
Roznosz 2 v6 ¢ ·'v ¦ öÖæ ç6À¤öB vV½ 7r &'6¶ v2 G&öp dalek °¥v6| nienawi[ci &÷§ Æ Ö GW7 ,
Ten [wi ty ogied oddaj 2 vV¶öÒà
No comments yet